Obserwatorzy

środa, 31 października 2012

Misio-mania

No i wzięło mnie totalnie!
Temat misiów nie schodzi z tapety, bo uwielbiam te mordki kochane i chude łapy!
Mam ochotę przerobić temat we wszystkich kolorach tęczy.

W kolorze lawendowym miś wygląda równie uroczo, jak w pozostałych wariantach kolorystycznych.
Następny lawendowy zostanie dodatkowo wypełniony suszonymi kwiatkami lawendy. W końcu lawenda nie musi być pakowana tylko w woreczki, nieprawdaż? ;)


Na wykończeniu są jeszcze dwa różowe. Jeden będzie ubrany kompletnie (sweterek i spodenki) drugi wystąpi w ogrodniczkach :)
Zabieram sie zatem do pracy.
Pozdrawiam Was jesiennie!
Anka

niedziela, 28 października 2012

Na różowo

Nie lubię telewizji!
Z dnia na dzień lubię co raz mniej. Telewizorowi pozwalam "grać" czasem dla zabicia ciszy.Coś tam leci w tle, a ja robię swoje. Co raz częściej łapię się na myśli, że trzeba by się go pozbyć. Zasłania mi pół okna. Okno, za którym widze poprostu niebo i chmury, bo mieszkam na czwartym piętrze i brak innych zabudowań po tej stronie bloku. To okno mogłoby wyglądać dużo ładniej bez tej kolombryny elektronicznej, która do zaoferowania ma mniej i mniej...
Dzisiaj jednak warto było włączyć na chwilę. Natalka moja klikając bezwiednie pilotem wpadła na TVN i natychmiast krzyknełam :"ooo, zostaw zostaw!!!" Rozmowa z Kubą Badachem, wokalistą zespołu POLUZJANCI, który poprostu uwielbiam! Rozmowa nie z celebrytą, ale z człowiekiem w którym absolutnie brak gwiazdorskiego nadęcia.Facet, który śpiewa tak jak lubię teksty,w które warto się zasłuchać. Jeśli zespołu nie znacie szczerze polecam i obiema rękami pod poleceniem się podpisuję. Jeśli chcecie się wybrać na fajny koncert łapcie okazję, gdy Poluzjanci będa w Waszej okolicy. Będzie to koncert pełen świetnej muzyki, humoru i szczerego dialogu z widownią.
Później dziecię kliknęło na jakieś "Trudne sprawy" gdzie ktoś krzyczał, szarpał się z kimś i znowu telewizor przypomniał mi, że ten świat zwariował, że trzeba łapać w garść okruchy normalności, które gdzieś tu jeszcze po kątach się walają i chuchać na nie i dmuchać, żeby nikt ich nie zniszczył do końca. Trzeba zająć się pracą i nie zaśmiecać głowy tym, co serwuje ekran TV. Wyłączam więc szybko i wracam do moich zabawek. Żeby zobaczyć świat na różowo wyciągam wielki kawał różowej bawełny w groszki (uwielbiam groszki :) i czaruję swój świat po swojemu:

Bo Cię kocham ...
Chodź, powiem Ci coś na ucho!
Ten, kto powiedział, że w w pewnym wieku nie wypada bawić się zabawkami niech pacnie się w czoło!Ten, którego zdaniem skłonność do różowego koloru to infantylizm, niech gorzknieje jeszcze bardziej, jeśli taka jego wola. Zamierzam otulić się tym różem w groszki po sam czubek głowy i z tej mojej różowej chmurki wypuszczać od czasu do czasu w świat to, co uda mi się wydziubać.
Dzisiaj mam dużo slońca za oknem. To będzie dobry dzień, czuje w kościach ;)
Dobrej niedzieli Kochani!
Pozdrawiam różowo!
Anka

czwartek, 25 października 2012

Mała rzecz, a cieszy

Zły biometr, zły nastrój, wszystko dzisiaj jakoś pod górkę... Trzeba zatem zająć ręce i głowę (to drugie chyba przede wszystkim) i zabrać sie do jakiejś roboty. Później paść ze zmęczenia (jak zwykle w okolicach północy) tak, żeby sen szybko wyłączył myslenie o problemach tych poważnych i tych, które sobie człowiek sam w ciągu dnia nawymyślał...
Wczoraj spróbowałam zabawy z transferami. Jak na pierwszy egzemplarz wyszło  całkiem zgrabnie (to przynajmniej moje odczucie- z pokorą jednak przyjmę Wasze opinie). Dzisiaj zajęłam sie moim imbryczkiem na herbatkę jesienną. Takie niby nic- etykieta z lnu- i juz jest zupełnie inaczej.
Transfer posłużył jako dekoracja na woreczku, który wypełniony został kwiatkami lawendy.

sobota, 20 października 2012

CANDY PO RAZ PIERWSZY!

Dzisiejszej nocy zapadła decyzja o moim pierwszym CANDY. Naszła mnie ochota nieodparta, żeby czymś się z Wami podzielić. W czyjeś ręce może trafić jedna z moich pszczółek i miś. Może komuś przyda się ta urocza parka np. na Mikołajki ;)
Zasady ogólnie znane :

1. Bardzo proszę o pozostawienie po sobie śladu na moim blogu w formie komentarza.

2. Podlinkowanie zdjęcia poniżej i wklejenie go na swoim blogu

3. Osoby ,które nie blogują mogą wkleić informacje o CANDY na facebook'a, lub pozostawić swój adres mailowy

4. Jeśli dodacie się do listy Obserwatorów  mojego bloga, będzie to dla mnie wielki zaszczyt i radość.

Komentarze pozostawiamy do 30 listopada 2012. Wyniki losowania podam 01 grudnia i już w poniedziałek przesyłka wyruszy w drogę :)

POWODZENIA!!!

piątek, 19 października 2012

Czuję się anielsko, czy sielsko ...?

Na sielsko niestety jestem zbyt wypompowana.... Dużo pracy, dużo emocji i energii na przygotowanie 20-lecia szkoły, w której mam przyjemność pracować. Wszyscy jesteśmy wykończeni. Większość miała problemy ze snem w noc poprzedającą uroczystość.Chociaż dyrektor twierdzi, że spał dobrze...hmm jakoś nie wierzę. Emocje i wzruszenie widać było i po nim. Ta szkoła to jego dziecko, od podstaw stworzona jego własną ręką. Wzruszyłam się i ja chociaż nie pracuję tu aż tak długo. Emocje jednak lubią mi się udzielać od innych. No i ta atmosfera... :)
Sielsko więc się nie czuję, ale anielsko czuć się mogę dzięki moim skrzydlatym, do którym wrócę (dla relaksu oczywiście)  już dziś wieczorem. Wczoraj wykończyłam jednego (bo spać się jakoś nie chciało i zasnąć było trudno).
Oto efekt nocego dłubanka:




wtorek, 16 października 2012

Zamykam oczy

Dzisiaj w drodze do pracy, gdy stałam na światłach zobaczyłam młodego chłopaka. Szedł stanowczym krokiem, z wielkim plecakiem na plecach i nic by w tym widoku nie było niezwykłego jak to, że szedł o białej lasce... Tak tak, młody niewidomy człowiek, nie widząc nic szedł tak dziarsko, że napatrzeć się nie mogłam. Spory kawałek drogi odprowadzałam go wzrokiem dopóki światło nie zmieniło mi się na zielone i trzeba było jechać dalej.
Zastanawiam się do tej pory, czy aby na pewno dobrze korzystam z kompletu moich zmysłów... Patrząc dookoła czy aby na pewno widzę wszystko? Czy może wiele mi umyka? Słuchając, czy słyszę naprawdę?
Każdego dnia jak chomik w kołowrotku się kręcę, robię te same rzeczy, a czasem należałoby stanąć w miejscu, zamknąć oczy i słuchać. W tym nadmiarze bodźców traci się czujność i krok już nie jest taki pewny...
Nie nie! Nie myślcie, ze zadroszczę czegoś niewidomym! Serce mam wypełnione obrazkami, które jak film klatka po klatce budowały moje życie. Są mi bardzo potrzebne i nie wyobrażam sobie mojego świata bez nich. Gdyby nie to ,że widzę, nie mogłabym robić tylu rzeczy, które są moją radością i pracą. Tyko dlaczego więcej czuję i słyszę dopiero kiedy zamykam oczy? Dlaczego bicie serca pana I. słyszę dopiero wieczorem, gdy w koło ciemno, a ptaki za oknem kiedy jeszcze powieki przymknięte i sen trzyma je od środka ostatkiem sił?
Wszystko dzieje się chyba za szybko. Zdecydowanie musze zwolnić tempo, bo życie przelatuje mi nawet nie koło nosa, ale gdzieś za plecami. Desperacko potrzebuję wleźć na wysoką górę, zamknąć oczy, rozłożyć szeroko ramiona i poczuć jak wieje wiatr, usłyszeć jak chmury przesuwają się po niebie, wysłuchać ze świata co niewysłyszalne zanim oczy zamkną mi się na zawsze! Potrzebuję uciec na wieś. Nie chcę miasta, nie akceptuję tego hałasu dookoła! Chcę boso wychodzić przed dom na trawę, nie na beton! Po tej trawie mogłabym biec przed siebie nawet z zamkniętymi oczami...

Dzisiaj jednak, dziękując Bogu za oczy, szyję moje anioły. Może one zlitują się nieco i poprowadzą mnie pewniej przez ten oszalały świat...

sobota, 13 października 2012

Potrzeba czerwieni

Nie noszę czerwonych ubrań. W czerwonym czułabym się zbyt widoczna. Czerwony  kolor potraktowany odzieżowo jest raczej dla tych odważnych, duchowych ekshibicjonistów, którzy lubią skupiać uwagę na sobie. Totalnie nie dla mnie. Jeszcze nie teraz. Może kiedyś dorosnę do czerwonej sukienki. Póki co czerwienią otaczam się w kuchni. Sukcesywnie zapełniam swoje kuchenne kąciki czerwonymi dodatkami.
Wspomniany w ostatnim poście garnuszek doczekał się sesji fotograficznej.
Mój pan I. sugerował, żebym coś sobie kupiła z zarobionych ostatnio dodatkowo pieniędzy, więc kupiłam :) Chyba nie chodziło mu o garnki, ale tego właśnie było mi aktualnie trzeba. W drodze jest jeszcze piękna, czerwona forma do tarty. Jesien i zima zapowiadają sie pysznie :)  


Skorzystałam różnież z podpowiedzi Ushilandii i pomalowałam moje nowe drewniane łyżki. Stary słoik wecka wystarczyło udekorować wstążeczką w kratkę i czerwonym, drewnianym serduszkiem. Drobne zabiegi i już jeden kącik wygląda zupełnie inaczej. Stare słoiki wecka trzymam jeszcze w piwnicy po dziadkach. Nie są już może w najlepszej kondycji i przetwory w nich z pewnością nie wylądują, ale świetnie nadają się np. do spełniania roli lampionów. Wystarczy zrobić im uchwyty z grubego drutu i wstawić małe świeczki. Kapturki na słoikach też niby nic, a kuchnia wygląda o wiele cieplej, przytulniej i tak po babcinemu... Bardzo bym chciała mieć kiedyś taką spiżarkę z całą masą kolorowych słoików. Na dzień dzisiejszy jednak muszę zadowolić się moją malutką kuchnią. Może kiedyś moje i pana I. marzenia o wiejskim domu się spełnią.Teraz marzenia maja zdwojoną siłę,a podobno jeśli czegoś naprawdę bardzo się pragnie....Hmm, pan I. jest chyba na to żywym dowodem... :)

Jest i worek na suchy chleb, uszyty już jakiś czas temu. Kawałek lnu, trochę bawełny w moją ulubioną kratkę vichy i gotowe. Nic się nie zmarnuje. Suche bułki na bułkę tartą, a suchy chleb zjedzą zaprzyjaźnione kury.
No i jeszcze dwa  pojemniki, które służą mi już w kuchni od ok. 6 lat. Odmieniłam ich skromne oblicze dodając wstążeczki i porcelanowe ptaszki pomalowane na czerwono.



Skąd potrzeba czerwieni? Kolor czerwony kojarzy mi się z ciepłem, miłością, dostatkiem. Takie walentynki przez cały rok. Uwielbiam połączenie czerwieni z zielenią, zestaw typowo bożonarodzeniowy. Kuchnia w czerwieni zaprasza do jedzenia, napędza u mnie apetyt. A może to poczucie szczęścia, którego właśnie doświadczam sprawia,że mam ogromną przyjemność z jedzenia i spędzania czasu w kuchni.
Kuchnia- świetne miejsce na powiedzenie bliskim KOCHAM WAS! ZALEŻY MI NA WAS! UGOTOWAŁAM WAM COŚ PYSZNEGO, USIĄDŹMY RAZEM DO STOŁU!
Stół w mojej kuchni jest malutki. Mieszczą się na nim z trudem nasze trzy talerze. Uwielbiam jednak kiedy czas na chwilę sie zatrzymuje kiedy razem przy nim siadamy. Herbata wieczorem, gorący kubek z pachnącym naparem, dłoń, którą kocham na mojej dłoni... Jest dobrze. Świat dookoła może nie istnieć kiedy mój dzień zatrzymuje się w tym miejscu.

Obiecałam relacjonować prace twórcze etapami. Zatem przedstawiam zdjęcie bandy przyszłych aniołów, które na dzień dzisiejszy leżą nagie i bezwstydne w oczekiwaniu na odzienie:
Jest i kura, której muszę jeszcze uszyć spodnie ogrodniczki. Wszystko jednak w swoim czasie ;)

czwartek, 11 października 2012

Przesilenie jesienne...

Jakoś mnie tak dziwnie przytkało i spowolniło...
Dawno nie pisałam, chociaż było o czym, ale dopadła mnie  niemoc fizyczno-duchowa. Tak bywa. Wczoraj sponiewierało mnie już totalnie i strachu najadłam się nieco, ale dzisiaj dźwigam się już jak feniks z popiołów. Szczęście całe, że wokół mnie znalazły się dobre dusze, które nie pozwoliły rozpaść się na milion kawałków. Nastawiam się więc pozytywnie i z nadzieją ne lepsze jutro zabieram się do pracy twórczej. Eefkty będę, w miarę możliwości oczywiście, prezentować etapami na łamach bloga.
Dzisiaj jednak zamierzam ugotować coś pysznego i obłędnie pachnącego w moim nowym garnku,który właśnie dostarczył mi kurier w wielkim pudle od westwing . Garnek jest poprostu piękny, czerwony i lśniący. Jak tylko dopadnę do aparatu zamieszczę parę zdjęć już z mojej kuchni. Na stronie sklepu garnek nie jest już widoczny, bo kampania zakończyła się czas jakiś temu. Gwarantuję jednak, że jego uroda jest wielka i garnuszek został pięknie wykonany. Czuję, że zaprzyjaźnię się z nim na dłuuugie lata ;) Zwłaszcza teraz, w jesienne chłodne wieczory umilał mi będzie żywot parującym spod jego pokrywki strogonovem, czy pieczenią z kartofelkami i marchewką. Hmmm, ale się rozmarzyłam kulinarnie......
Życzę Wam wszystkim pięknej jesieni pełnej ciepłych kolorów i złotego dywanu z liści szeleszczących pod stopami w drodze do domu!

Anka