Obserwatorzy

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Poświąteczny...

Post poświąteczny z głębokim "uuuuuffff" w tle...
Z jednej strony dobrze, że już po, ale z drugiej... szkoda, że tak szybko zleciało...
Tyle pracy, biegania, szykowania, niepotrzebnych nerwów i ostatecznie przymusowej nauki odpuszczania tego, od braku czego świat się nie zawali.
Mój nie zawalił się z powodu braku uszek w barszczu. Nie dałam już rady. Mimo najszczerszych chęci i ciągłego wyliczania sobie czasu, w czasie wcale się nie zmieściłam. Wspominanych w poprzednim poście zasłonek też nie było, obruska nowego nie było i paru jeszcze innych zaplanowanych zadań do wykonania nie udało się zrealizować. Mimo to świat jak się kręcił, tak kręci się nadal, a świąteczne dni przeleciały szybko jak szczypany w ogon koliberek, frrrruuuu i tyle.....
Pracą przedświąteczną tak dałam sobie w kość, że zgodnie z przewidywaniami po Wigilijnej wieczerzy padłam i cały kolejny dzień do życia nie nadawałąm się wcale. Mój I. ratował mnie co chwilę miętową herbatką, barszczykeim i sama nie wiem czym jeszcze, Organizm odmówił współpracy bynajmniej nie z powodu przeżarcia.
Lodówkowe półki dzisiaj jednak już opróżnione ze świątecznych frykasów ( pierogi z grzybami mojej mamy- delikatne, koronkowe, pyszne.... swojska szyneczka-krucha, obłędnie pachnąca dymkiem z wędzarni...) Został nam zapach pierników i cytrusy w sporej ilości. Dzisiaj koniecznie lekki obiad i wracamy do pracy ;)


Pierniczki ze zdjęcia powyżej zakupiłam na zamku w Łomnicy, a ich autorką jest Pani Agnieszka, do której namiary znajdziecie na blogu o tu: KLIK
Wykonane jak sądzę techniką szablonową, piękne prawda?
Kolejny, ręcznie dekorowany przez mega zdolną Panią Magdalenę Topolanek, zachwycił mnie już na zdjęciach, które znalazłam na jej FB stronie. Musiałam więc koniecznie nabyć takie cacko dla siebie :) Namiary do Pani Magdaleny o tutaj: KLIK


Prezentami pochwalę się cząstkowo ;) Są słodkie , pachnące i cieplutkie:


Jest i coś do poczytania w dzień pochmurny:


...a jakąś chwilę wcześniej zafundowaliśmy sobie przedświąteczny gifcik w postaci uszatego przyjaciela :)


Idealny fotel do czytania, artystycznego dziubania i krótkiej drzemki hehe...  ;)
Leniuchowania jednak już dosyć. Czeka na mnie pewne stadko do wykończenia.
Cześć pracy Rodacy!


Buziole pachnące pierniczkami!

Wasza A.

czwartek, 24 grudnia 2015

Na ostatnią chwilę...

Wesołych Świąt!

P.S. Nawet zasłonek nie dałam rady już uszyć... Cóż... szewc bez butów najwyraźniej chodzić musi ;)





Ściskam i zmykam pchać w boczki ;)
Tak jestem wypompowana, że chyba po dwóch pierogach padnę plackiem na stół hehe

Wasza A.

środa, 9 grudnia 2015

Kawa na ławę...

Mam taki problem. Chyba poważny. Tak tak, zdecydowanie poważny. Problem z uzależnieniem niestety.
Podobno jednak ten krok, przyznanie że problem się ma, jest najważniejszy w leczeniu uzależnień.
Proszę Państwa, ja wszędzie widzę białe myszki!
Opanowały dom, każdy jego kąt. Ciągną się za mną gdziekolwiek się wybieram.
Nic dziwnego w sumie. Już od dawna wiem, że przy zwiększonym spożyciu pewnych trunków myszki można zobaczyć. No a u mnie się spożywa, a jakże. W czasie przedświątecznym szczególnie.
Kawa za kawą, kawę kawą popijam. Do momentu, aż któraś z powiek nie zacznie nerwowo podskakiwać jakby chciała powiedzieć "Wariatko, skończ z tą kawą i daj sobie odpocząć!" . Łykam więc magnez, czasem dwa , szukam czegoś do popicia  i popijam... kolejną kawą... Błędne koło.
Z wiekiem niby snu mniej potrzeba, a jednak 5h na dobę to jeszcze dla mnie za mało. Nie mogę się doczekać kiedy zestarzeję się na tyle, że bez bólu o czwartej nad ranem wstawać będę i nareszcie może 100% planów i zamierzeń uda mi się zrealizować. Oby tylko patrzałki wytrzymały i rąk telepawica nie dopadła zbyt silna.
Czas przedświąteczny, pracy dużo, chociaż piniądzów dalej nie widać hehe, ot i rzeczywistość rękodzielnicza :P
Co zamówione do 17 grudnia będę rozsyłać, a później czas dla mnie. Do pomalowania stół, do uszycia zasłony, nie wspominając już o konieczności gruntownego sprzątania. Jeśli ktoś z Was jest mocno w temacie malowania mebli farbami kredowymi, to chętnie skorzystam z podpowiedzi. Nie bardzo wiem jak się do tego zabrać, tym bardziej, że mebelek w dwóch kontrastowych kolorach jest, a biały ma się stać z delikatnym efektem postarzenia ( w razie czego podeślę zdjęcia do wglądu).



Jedna z ostatnio widzianych w mojej pracowni gryzoniowatych. Te szaro-różowe wdzianka lubię chyba u nich najbardziej :)
W mieszkaniu też chętnie otulam się aktualnie  w szarości i biel. Na zasłony zakupiony śliczny len ( nie cierpię sztusznych tkanin, brrrr ). Ściany zostały pobielone, parę starych gratów szykuje się do wyfrunięcia, a w ich miejsce pojawiło się nowe spanko  (też kryte lnem :) ) i komoda. Jeszcze tylko to pozostałych mebli malowanie i wykańczanie całości. Pokażę jak będzie gotowe ;) Oby święta nie zastały nas w połowie roboty, ech... Mam niestety skłonność do przeładowywania  każdego dnia planami. Zazwyczaj też okazuje się, że plany sobie, a życie sobie... Robię jednak co mogę, żeby każdy ciągnący się za mną ogon jakoś ogarnąć ;)




Laluszka też chętnie ubrała się w szaro-różowe wdzianko. Mam nadzieję, że nowej właścicielce przypadnie do gustu,

Jeszcze tylko  miś romantyczny w kolorze koralowego różu i spadam kontynuować walkę z czasem:




Miłego środka tygodnia :)
Buziaki zasyłam!

Wasza A.

środa, 25 listopada 2015

Gdzie koty z myszami w zgodzie żyją...

Taki dom... myszy w każdym kątku, kotów też nie brakuje... Wariactwo totalne. Pośrodku tego my, nasza trójca. Metraż niewielki, a tak wiele się dzieje. Sama chwilami nie nadążam za tym wszystkim...
Jutro przyjedzie nowa bela aksamitu... już się boję hehe ;)










Słów mało, bo pracy dużo... no i hurtowy wysyp zdjęciowy ;)

Szybkie dobranoc
Buziole zasyłam
Wasza A.

niedziela, 8 listopada 2015

KOT-gwiazda Facebook'a

Jaki jest kot każdy widzi...
Z miną, która nie każdemu odpowiada, w kolorach, które nie każdy lubi...
Kot zaistniał na stronie FB i mimo swoich wad, zyskał sporą popularność dokładając mi "przyjaciół" w ilości ponad 150 na fanpage'u COTTONI. Chyba powinnam świętować ;)
Przedstawiam zatem kota, a w zasadzie kotkę. Sami osądźcie czy warta jest słowa uznania.



Szary jest jednym z tych fajnych kolorów, które idąc w parze z innymi barwami współgrają bardzo zgrabnie. Lubię szarości. Świątecznie zawitają u mnie również w domu w połączeniu z patynowanym srebrem, wodnistym turkusem z kapeczką czerwieni to tu, to tam. Zanim jednak zainstaluję lniane zasłony i poszyję sukienki na krzesła, czeka nas bielenie mieszkania. Część już pomalowałam, ale nadgarstek spać nie dawał mi w nocy. Do pozostałych ścian zbieram się więc jak pies do jeża, no ale nie ma rady. Samo się nie zrobi, prawda? ;)


Machanie wałkiem po ścianach łatwe nie jest. Wolę delikatniejsze narzędzia ;)
Chociaż mam w mojej maszynowej stajni pewne cacko konkretnego kalibru i wagi, które dzisiaj pragnę Wam przedstawić prosząc o pomoc.


Najwięcej pracy maszynowej wykonuję na mojej miętowej staruszce Singerce. Czasem jednak chciałabym dać jej chwilę oddechu i kiedy na swojej drodze trafiłam na to cacuszko postanowiłam przygarnąć je do mojej pracowni. Sęk jednak w tym, że brakuje maszynce pedała zasilającego. Jest silniczek, brak możliwości podłączenia do prądu... :( Gdybyście więc miały/mięli informację o dostępności takowego, to wdzięczna będę przeogromnie :)

Niedziela się kończy... czas wracać do pracy. Wycięłam myszki w ilości sztuk pięć, więc czas pozszywać im członki ;)

Z radosnym pozdrowieniem i życzeniem cudownego tygodnia żegnam Was dzisiaj..

Wasza A.

sobota, 31 października 2015

Mgła...

Kiedyś  na samą myśl od jesieni wzdrygało mnie wewnętrznie.
Kiedy tylko liście z drzew zaczynały frunąć jak stada ptaków, robiło mi się zimno na duszy. Dół, deprecha, czarna dziura...
Od paru lat czuję zmianę. Nie boję się już mgieł i szarugi za oknem. Ba! Ja te szarości i pluchy szczerze polubiłam :) Nie przeraża mnie nawet myśl, że zaraz trzeba będzie szyby w aucie z tej zamarzającej mgły skrobać.Podobno człowiek co siedem lat się zmienia, może i tak. Może jednak poprostu moje życie zaczyna układać się zgodnie z wewnętrzną harmonią i duchowymi potrzebami. Może nareszcie zestaw osobowy jaki mnie otacza jest tym właściwym :)
Jeszcze tylko zwiać na wiochę, jeszcze tylko zminimalizować potrzeby egzystencjalne do zdrowego minimum i już będę miała komplet moich szczęścionośnych czynników. Stara chałupa, zapach dymu w powietrzu, ogień trzaskający w piecu, beczka kapuchy w piwnicy i chleb upieczony na zakwasie. Niby tak mało mi trzeba, a jednak nie tak łatwo wyrwać się z miejskich trybików, by zmienić wszystko. Przyjdzie jednak na to czas, głęboko w to wierzę :) Muszę jeszcze tylko uszyć one million myszy i ruszam na moje zadupie :D


Dzisiaj ciuchutko otulam się w tę mgłę jak w koc wełniany i dziubię, co do wydziubania zaplanowane. 









W taki dzień jak dziś fotel bujany w mojej pracowni zabiera mnie daleko stąd, do mojego magicznego domu, o jakim śpiewała kiedyś piękna Hanna Banaszak.Ruszam więc w drogę z moimi myszami pogwizdując z Panią Hanią :)



Buziaki jesiennie zamglone zasyłam 
Do następnego ;)

Wasza A.

piątek, 23 października 2015

Nieśmiałe początki

Zaczęło się...
Pierwsze świąteczne podrygi.
Wyrobię się ze wszystkim, czy się  nie wyrobię? Oto jest pytanie...
Można na ten temat wróżyć z fusów, ale ja kawę rozpieszczalną pijam, więc fusów brak :P
Poza tym we wróżby nie wierzę, więc lepiej brać się za robotę i nie marudzić.



Był u mnie elf, miał pomóc z robotą, ale do pracy raczej się nie palił i dyla dał. Została jeno skarpeta :D



Misiowate ledwo spod igły wyszly  i już  w świat pognały... Muszę chyba uszyć stwora bardziej stałego w uczuciach, co zechce usiąść przy mnie i pomóc choć troszkę, lub wesprzeć przynajmniej duchowo w nawale pracy.

Weekend już za pasem, a mnie się dopiero co tydzień zaczął...  no nie ogarniam Proszę Państwa tej czasu gonitwy, nie ogarniam....

Miłego weekendu życzę
Odpocznijcie też trochę za mnie...
Wasza A.


niedziela, 18 października 2015

Zegarki i kalendarze

Bestie, co litości nie znają. Moje bestie. Tych pod łóżkiem i w szafie nie boję się od dawna, jednak z tymi tykającymi i szeleszczącymi  kartkami nie oswoję się nigdy. Zegarki i kalendarze... nie potrafię z nimi współdziałać. Nie zgadzamy się w żadnej kwestii, a już w szczególności w tempie uciekającego czasu. Każdego roku kupuję nowy terminarz, taki wypasiony, z dużą ilością miejsca na notatki i planowanie wszelkich działań. Targam go  każdego dnia ze sobą. Tkwi w czeluściach mojej torby zaplątany w  motki włóczki bawełnianej, z guzikami między stronicami i fiszkami z adresami do wysyłki przyklejonymi do okładki. Jest zawsze obecny w tej przepełnionej rękodzielniczym chaosem torebce. Jest  tak w razie czego, dla pewności,że o niczym nie zapomnę, ale i tak zapominam... Artystko ze mnie cało gębo chyba, bo wpasować się w kalendarzowo-zegarkowe ramki nie potrafię już wcale. Noc często nocą nie jest, a porą najlepszą do pracy. Dzień toczy się poza normami typowej gospodyni domowej i ciągle na coś brakuje przynajmniej godzin kilku. Moje bestie, zegarek i kalendarz, zupełnie nieoswojone....

Odpoczynek był. Cudowny tydzień z Paryżem przeleciał jak z bicza trzasnąć. Czas przyjemny na tyle, że nawet chwil na łapanie aparatu w ręce zabrakło. Reset był potrzebny. Szybko jednak wpadliśmy w nasze tryby codziennej tyrady ;) Aktualnie koczuję przy maszynie goniąc jak zwykle własny ogon. Może tym razem uda się zdążyć ze wszystkim. Chociaż właściwie kogo ja próbuję oszukać :P

Wysypuję hurtem zdjęcia tego, co się dziubnęło czas jakiś temu:










Może tyle na dzisiaj wystarczy, bo już oczy same mi się zamykają, a jutrzejszy dzień łatwy  nie będzie.
Może jeszcze tylko to jedno z naszymi skromnymi osobami i paryskim pozdrowieniem ;)




Buziole dla Was Kochani

Ściskam mocno i dziękuję za wizyty nawet pod moją nieobecność ;)

Wasza A.